Mam w życiu dziesiątki sytuacji, gdy coś na co byłam zła zmieniło mi plany i… uratowało przed czymś dużo gorszym. Wietnam 2023. Wykupiłam sobie popularny trekking po okolicach Sapa. Rano poszłam zaspana na hamak jeszcze sobie trochę poleżeć. Dach z azbestu załatwił mi gardło totalnie (wrzucę swój głos na stories). Miałam iść z przewodniczką dołączyć do większej grupy (ja spałam u lokalsów, ludzie woleli hotel) i potem jechać na autobus, ale babeczka zaproponowała mi ziółka na gardło. Nie mialam już czystych ciuchów ani nawet majtek, ale Napisałam organizatorom, że olewam ten autobus jakoś wrócę i sobie poradzę. Spontanicznie zostałam więc jeden dzień na północy pilnując komuś dziecka, jedząc obiad u miłej rodzinki i rozmawiając o tym, że tu mają zioła na wszystko. I na to, żeby mąż miał „weak meat” i jakie liście biorą starsi ludzie, gdy chcą odejść i nie być ciężarem 😔 Rano dowiedziałam się, że na drogę którą miałam iść na pick up do autobusu pospadały dachy. Dokładnie w tym miejscu i czasie, w którym miałam tam być. Miałam kupiony bilet na kolejny autobus, więc rano miałam iść z przewodniczką na miejsce, z którego zabierze mnie na niego busik. Prognoza pogody wzorowa. Po drodze zaczepili nas losowi ludzie, że nas podrzucą bo i tak jadą w te stronę mają złe przeczucie i podrzucą nas kawałek polem a nie drogą. Zgodziłam się nie wiem czemu. Wybrałam nieodpowiedzialne bycie pasażerką bez kasku na pojeździe obcego człowieka. Jadąc zobaczyłam lecący dach (!) i gałęzie. Z góry, na drogę którą miałyśmy kawałek iść 🤯 (drogą typu serpentyna). Gdybym nie załatwiła sobie gardła z rana, w najlepszym razie doznałabym wypadku. Kto mnie zna ten wie, że nienawidzę takich zmian planów i mnie stresują.